poniedziałek, 2 marca 2015

ROZDZIAŁ 1: Tajemnicza niewiadoma

Enfield. Ponure ulice wypełniał tłum ludzi śpieszących się do pracy lub też na ważne spotkanie. Szczupły chłopak z założonym kapturem na głowie zgrabnie przemieszczał się między nimi, niekiedy popychając natarczywych ludzi. W końcu dotarł do ślepej uliczki, w której na końcu stał mężczyzna.
   Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, choć na niebie nie było ani jednego promienia słońca. Dłonie schował do kieszeni jeansów i uśmiechał się perfidnie.
- Przyjechałeś.
Jego głos zdawał się być nieużywany od wieków.
- Jak widać. - odpowiedział Jaś.
   W jednej chwili facet wyjął z kieszeni pistolet. Nie przestając się uśmiechać, zaczął powoli krążyć wokół niewzruszonego szatyna.
- Jeżeli chcesz do nas dołączyć, musisz spełnić kilka misji. Nawet jedna z nich nieudana, może grozić ci śmiercią. Wchodzisz w to? - wytłumaczył brunet.
    Wiele ludzi chcących być w jednym z najgroźniejszych gangów ginęło w dziwnych okolicznościach. Bandyci zabijali słabych, by nikt z nich nie wydał ich kryjówki.
- Wchodzę w to. - zatwierdził, wiedząc w jakie gówno się pakuje.
- W takim razie jutro o północy. W centrum handlowym.
Jan kiwnął potwierdzająco głową i oddalił się od mężczyzny, wychodząc z zaułka i ponownie wtapiając się w tłum ludu.
***
- To na pewno ona?
Trzej facetów stało w małym budynku, rozmawiając ze sobą ściszonymi głosami.
- No chyba tak - odpowiedział jeden nieśmiało.
   Nathan, bardziej umięśniony i silniejszy od reszty, wpadł w szał.
- Jak, do kurwy nędzy CHYBA!? Dobrze wiesz, że musimy ją mieć przed północą!
   Krzyk faceta rozniósł się echem po budynku. Dwaj mężczyźni stojący obok zatrzymali kamienne twarze, jednak w środku czuli strach.
- Pokażcie mi ją. - rozkazał Nathan.
   Stan, niższy od reszty blondyn, pośpieszył ku wyjściu, a tuż za nim szedł lepiej napakowany i przystojniejszy brunet Luke.
- A co jeżeli to nie ona? - odezwał się Stan z odgłosem przerażenia.
- Mamy przerąbane.
   Marina siedziała już trochę znudzona w starej ciężarówce. Oczywiście wcześniej próbowała się wydostać, ale kiedy nie dało to skutków, usiadła po turecku. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła myśleć.
- Przecież tu musi być jakieś cholerne wyjście! - wstała i uderzyła parę razy dłońmi w wyjście z auta.
   Wtedy usłyszała rozmowy dochodzące niedaleko powozu, w którym przebywała.
- Może lepiej się teraz mu przyznać, że nie mogliśmy znaleźć prawdziwej Samanthy, więc wzięliśmy pierwszą lepszą sukę z ulicy?
- Po moim trupie! Zabije nas, rozumiesz?!
   Bagażnik się otworzył i Marina dopiero wtedy mogła zauważyć sylwetki chłopów, ale zamiast tego wybiegła z furgonetki. Biegła co sił w nogach, ale oni byli szybsi i po kilku chwilach ją złapali.

***
   Znajdowali się małym pomieszczeniu, tam, gdzie Nathan rozkazał swoim gorylom przyprowadzić Marinę. Siedziała ona na stoliku z rękoma i nogami przywiązanymi do krzesła, aby nie uciekła. Oczy miała zakryte opaską.
- Myślałaś, że cię nie dorwiemy? Za to co nam zrobiłaś, Samantho Braner? - rozległ się przerażająco cichy szept Nathana.
- Nie jestem Samanthą Braner. - zaprzeczyła spokojnie.
   Przywódca gangu popatrzył z wyrzutem na swoich poddanych, po czym wyciągnął z kieszeni pistolet.
- Albo się przyznasz, albo już po tobie.

sobota, 28 lutego 2015

PROLOG

   Wysoka blondynka szła ciemnymi uliczkami miast, słuchając muzyki w słuchawkach. Dzisiejszego wieczora ulice nie były zapełnione ludźmi - co wydawało się dziwne, ale ona wciąż szła przed siebie z opuszczoną głową. Głośna muzyka sprawiła, że nie usłyszała kroków tuż za sobą.
   Nagle poczuła uścisk w talii, potem znajdowała się w żelaznym uścisku umięśnionego mężczyzny. Próbowała się wyrywać, krzyczeć, ale drugi facet zagroził jej pięścią. Nie zraziła się tym i wciąż wołała o pomoc, gryzła, pluła - wszystko, aby wyrwać się z ramion bandyty. Wtedy oberwała w twarz. Ból rozniósł się niesamowicie szybko, a za chwilę mogła poczuć ciepłą ciecz, wypływającą z rannego nosa.
   Nim straciła przytomność zdołała jeszcze usłyszeć ich rozmowę.
- Myślisz, że się nada?
- Myślę, że jest do tego stworzona. Idziemy stąd.
   Potem nastała ciemność.